Swego czasu, już dobre dwa, a może nawet trzy miesiące temu, natrafiłem w sieci na pewien interesujący artykuł. Zawierał on około dwudziestu zasad, które miały pokazać, jak zostać takim człowiekiem sukcesu jak Frank Underwood z "House of Cards". Nie spodziewałem się niczego wielkiego, ale mimo wszystko postanowiłem ten tekst przeczytać, przyciągnięty stricte postacią jednego z moich ulubionych bohaterów serialowych.
I miałem w dużej mierze rację, bo istotnie całość nie okazała się niczym wyjątkowym. Był to właściwie zlepek zasad, które są wałkowane w dosłownie każdej możliwie książce "motywacyjnej". Ja natomiast - jak już wielokrotnie na blogu podkreślałem - strasznie tego typu tytułów nie lubię i uważam je, przynajmniej dla mnie, za totalnie niepotrzebne. Jednakże, wśród tłumu tych odtwórczych linijek tekstu, pojawił się jeden punkt, który naprawdę mocno mnie zainteresował.
Mówił on o tym, że podstawą osiągnięcia sukcesu, samego dotarcia do niego, jest wyjście ze swojej "strefy komfortu". Na początku, gdy zobaczyłem to sformułowanie, wydało mi się ono równie nudne jak cała reszta tekstu. Po przyjrzeniu się bliżej tym kilku konkretnych zdaniom, dostrzegłem jednak, iż jest to rzeczywiście jedna z najważniejszych rzeczy, jakie powinno się w swym życiu robić.
O co więc w ogóle chodzi? "Strefa komfortu" to pewne miejsce, przestrzeń, czas, gdzie czujesz się bezpiecznie. Czyż nie brzmi to na pierwszy rzut oka cholernie przyjemnie? Czy nie do tego właśnie każdy z nas ostatecznie dąży? Do uzyskania tej chwili spokoju, momentu, gdzie czujemy się wygodnie, nietargani żadnymi problemami?
Owszem, tak jest, ale warto przy okazji pamiętać o jeszcze jednym - zostając ciągle w swojej obecnej "strefie komfortu", nie ruszymy się do przodu. Będzie nam przyjemnie, bezpiecznie, spokojnie. Nigdy jednak nie uzyskamy jeszcze przyjemniejszej "strefy komfortu". Leżąc ciągle w łóżku i surfując bezcelowo w sieci, nie zmienimy naszego zwyczajnego pokoju na domek na plaży w Bali.
Opuszczenie "strefy komfortu" równa się oczywiście utracie tegoż komfortu. Jest jednak tak tylko teoretycznie. Bo siedząc cały czas w pokoju, nie dowiesz się, jak jest na zewnątrz. Możesz zakładać, że wyjście z kumplami jest gorsze niż pogranie w gierki. Pytanie jednak, czy w ogóle tego próbowałeś? Czy aby na pewno wbicie kolejnego levelu w kolejnym ksero-MMO jest choćby w małym stopniu tak przyjemne jak wyjście na miasto?
Załóżmy więc, że jednak wychodzisz z domu i idziesz w melanż. Jest opcja, iż skończy się to źle: przepijesz wszystkie pieniądze, zwymiotujesz w knajpie, zaśniesz w powrotnym nocnym albo zwyczajnie ktoś Ci wpierdoli. Ale hej - czemu nie pomyśleć też o tych dobrych rzeczach, które mogą się zdarzyć i zmienić Twoją "strefę komfortu" na jeszcze lepszą niż dotychczas?
Może okazać się, że jedna z mniej znanych Ci osób ma dokładnie takie samo hobby jak Ty. Możesz odkryć knajpę z takim klimatem, jakiego sobie nawet nie wyobrażałeś. Możesz nawiązać przez przypadek kontakt z kimś z zupełnie innego kraju, zakumplować się z nim, po czym mieć dzięki temu darmowy nocleg zagranicą. Możesz znaleźć stówę leżącą na ulicy. Możesz spotkać kobietę czy faceta swojego życia... lub też partnera na przygodny seks.
Ale wychodzenie ze strefy komfortu to nie tylko wyjście na miasto. To także wybranie przez Ciebie miasta na studia, nie zważając na to, czy idzie tam ktokolwiek z Twoich kumpli. To zagadanie do pięknej dziewczyny w tramwaju, choć jest to dla Ciebie straszniejsze niż dentysta. To podejście do gwiazdy spotkanej na ulicy, choć wstydzisz się tego. To zaproszenie na randkę kogoś, kto już od dawna Ci się podoba, ale Ty boisz się odrzucenia. To rozpoczęcie tworzenia bloga, choć boisz się, że zostaniesz wyśmiany przez hejterów. To wyjście biegać, by wreszcie zrzucić brzuch, pomimo strachu przez śmiechem przypadkowych przechodniów z Twoich wałków tłuszczu.
Krótko więc - to tak naprawdę Twoja walka z własnymi wadami, słabościami, strachami. Ich pokonanie doprowadzi zaś do przybliżenia Cię do sukcesu, pod jakąkolwiek postacią się on Tobie jawi. Wyjście ze swojej "strefy komfortu", by zdobyć jeszcze lepszą. A potem ponowne wyjście i osiągnięcie jeszcze lepszej. I jeszcze lepszej. I jeszcze lepszej. I jeszcze trochę lepszej. A gdy osiągniesz już poziom, którego zazdrościć Ci będą wszyscy Twoi znajomi... ponownie wskoczysz na wyższy level.
Źródło: Unsplashed.com |
UWAGA, ZA CHWILĘ PADNĄ DUŻE SŁOWA: Jeden z najlepszych wpisów w historii internetu
OdpowiedzUsuńWow, to naprawdę mocne słowa! Nie wiem co prawda, czym sam bym się z nimi zgodził, ale jakże miło czytać takie komentarze! :)
Usuń