American Hustle

Sezon na filmy oscarowe czas zacząć. Tak to bowiem jest, że większość filmów nominowanych do kultowych nagród pojawia się w amerykańskich kinach pod koniec roku wcześniejszego, a Polacy dostają swoje oficjalne wersje dopiero w okolicach tych statuetek rozdania. Na blogu zaczynamy od razu z przytupem - od produkcji z gwiazdorską obsadą i efektownym tematem. Jak wypada "American Hustle", najnowszy twór Davida O. Russela?


Irving Rosenfeld (Christian Bale) i Sydney Prosser (Amy Adams) tworzą parę fantastycznych oszustów finansowych. Wiedzie im się dobrze, ich biznesowi i związkowi nie przeszkadza nawet żona tego pierwszego, Rosalyn (Jennifer Lawrence). Jak to jednak zawsze bywa, wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć. W tym przypadku problemem staje się namierzający naszą parkę agent FBI (Bradley Cooper).

Film wprowadza nas w świat korupcji, polityków i wpływowych rodzin mafijnych. Cała akcja dzieje się zaś gdzieś na przełomie lat 70. i 80. XX wieku, co stanowi ciekawy smaczek dla wszystkich wielbicieli osadzonych w tych czasach produkcji. Choć przesadnie wielki efekt takiego umiejscowienia fabuły w czasie nie jest widoczny, to wciąż mamy do czynienia z ówczesną modą i stylem. W tym przypadku najefektywniej wypada Chrisitan Bale, który w klasycznej dla tamtych lat brodzie i wąsach, zupełnie nie przypomina swego "klasycznego" siebie.

"American Hustle" nie rozkręca się przesadnie szybko, ale po mniej więcej pierwszych trzydziestu minutach, od filmu uwolnić się dość trudno. Spora zasługa w tym samego scenariusza, obfitującego nie tylko w ciekawą historię, ale i nieźle napisane dialogi. Poza tym jednak ogromną rolę odgrywają tu sami aktorzy. Nikt tu tak naprawdę nie zawodzi. Trudno jednak by było inaczej, gdy dostajemy tak świetny skład, zawierający Lawrence i Coopera, czyli gwiazdorską parę ubiegłorocznego "Poradnika pozytywnego myślenia", Bale'a w raczej nietypowej dla siebie roli czy coraz bardziej rozkręcającą się w świecie kinematografii Amy Adams.

Co poza tym wypada pozytywnie? Chociażby soundtrack, składający się z paru przyjemnych rockowych kawałków, dobrze oddających ten charakterystyczny klimat lat 70. czy 80. Wszystko inne po prostu jest - nie wyróżnia się niczym szczególnym, acz trzyma poziom godny. Mowa tu chociażby o zdjęciach, w związku z którymi o zachwyt trudno, ale i żadnego niesmaku nie powodują.

Mimo tych wszystkich atutów, miałem po seansie "American Hustle" jakiś rodzaj niedosytu. Czegoś mi tu brakowało, coś nie potrafiło namówić mnie, że to rzeczywiście tak cudowny film, by nominować go do Oscara. Nowy twór Russela to twór niezły. Dla większości produkcji byłoby to określenie całkiem godne. Czy jednak filmowi oscarowemu nie powinno to być mało? Czy produkcja, która poluje na kultową statuetkę, nie powinna tylko i wyłącznie zachwycać? 

Warto "American Hustle" obejrzeć, jeśli macie ochotę na tego typu twór. Nie uważam jednak, by niesprawdzenie tejże produkcji miałoby być jakimkolwiek grzechem. Przyznać mimo to trzeba, że aktorstwo wypada tu kapitalnie - jakkolwiek więc dziwi mnie nominacja tego filmu do oscarowej kategorii "Najlepszy film", tak już odpowiednie nominacje dla Bale'a, Adams, Coopera i Lawrence w ogóle mnie nie zaskoczyły. Im się należy, głównemu produktowi już mniej.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej. Sprawdź również moje recenzje innych filmów nominowanych do tegorocznych Oscarów: "Grawitacji" oraz "Wilka z Wall Street".

6 komentarzy:

  1. moim zdaniem pokręcony. zwroty akcji, które miały widza zaskakiwać i nie pozwolić przewidzieć zakończenia są przesadzone. zbyt mało realizmu.

    ale jeśli chodzi o aktorów, zgadzam się w 100%

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak teraz myślę, to praktycznie jedynym konkretnym zwrotem akcji wydaje mi się sama końcówka, która jednak IMO robi dobrą robotę.

      Usuń
  2. Nie chcę, żeby wyszło, że patrzę przez jakieś schematy na tego typu filmu, ale co to za film o gangsterach bez alkoholu, narkotyków i seksu. Jestem trochę zawiedziony. Mogę liczyć na recenzję "Zniewolonego"? Jestem bardzo ciekaw Twojej opinii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po obejrzeniu American Hustle zaczęłam się zastanawiać co za bałwany nominują filmy do Oscarów. Aktorzy zagrali genialnie, stawiają ten film na nogi. Może przesadzam, ale myślę, że gdyby nie oni film byłby zdobywcą jakiejś złotej maliny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może do Złotej Maliny trochę temu daleko, ale rzeczywiście poza aktorstwem nie ma co raczej szukać tutaj czegokolwiek na miarę Oscara.

      Usuń