Powoli zbliżamy się do końca pierwszego miesiąca nowego, 2015 roku. Warto więc wziąć się wreszcie w garść i podsumować to, co przyniosło światkowi kulturalnemu poprzednie 365 dni. Tym razem odwołałem się wprost do rocznika i postanowiłem wybrać czternaście pozycji, które najbardziej zwróciły moją uwagę. Podobnie jak rok temu, mamy tu do czynienia z różnorodnymi filmami, książkami, płytami muzycznymi i grami. Tym razem postanowiłem jednak dorzucić również kilka innych kategorii, dodających odrobinę powiewu świeżości całemu podsumowaniu.
Filmy
Tym razem zaczynamy od filmów, bo to w tej dziedzinie kultury udało mi się w tym roku najbardziej rozwinąć. Obejrzałem - jak na mnie - prawdziwe multum premier: począwszy od największych blockbusterów, przez hity kina indie, na najbardziej niszowych produkcjach kończąc. Wziąłem pod uwagę polskie daty premier, dlatego też nie ma tu choćby świetnego "Whiplash", które miałem przyjemność oglądać przedpremierowo w grudniu.
Naprawdę wiele filmów z tego roku mógłbym polecić, ale to właśnie te trzy uważam za najlepsze. Jeśli któregokolwiek z nich jeszcze nie widzieliście - czym prędzej to nadróbcie.
"Boyhood"
Film, który jeszcze przed premierą był uznawany za prawdopodobny film roku. I - co najważniejsze - spełnił wszystkie pokładane w nim nadzieje. Do dziś jego średnia ocen w serwisie Metacritic wynosi 100/100, co jest prawdziwym ewenementem. Nagrywana przez dwanaście lat historia dojrzewania pokazała proste sprawy z zupełnie innej perspektywy, otwierając każdemu Widzowi furtkę do wspomnień i zachwytów nad nimi.
Choć "Boyhood" od początku był filmem dość niszowym, niereklamowanym na równi z mainstreamowymi hitami, dokonał rzeczy niesamowitej i wtargnął w tygodniu swej premiery do dziesiątki amerykańskiego box office'u. Must-watch, który ma spore szanse nie tylko do otrzymania głównego Oscara, ale i zostania prawdziwym klasykiem kinematografii. Moja recenzja TUTAJ.
"Ona"
Jedna z najciekawszych koncepcji miłości w kinematografii ostatnich lat. Spojrzenie w przyszłość z zupełnie innej perspektywy, bez kosmicznych wojen, ufoludków i laserów blasterów. Love story, które poruszy każdego. Wiele można powiedzieć o tym filmie, o jego nietypowości i świetności - lepiej jednak po prostu przekonać się o tym wszystkim na własnej skórze. Po więcej mej opinii na temat "Her" polecam zajrzeć do stosownej RECENZJI.
"Zaginiona dziewczyna"
David Fincher po raz kolejny nie zawiódł. "Zaginiona dziewczyna" to kolejny przykład jego oryginalnego podejścia do tworzenia filmów, pełen świetnych ujęć oraz genialnej muzyki od Trenta Reznora i Atticusa Rossa. Do tego dochodzi wciągająca historia, zaskakująca na każdym kroku nawet największych Sherlocków wśród kinomanów. No i jeszcze Ben Affleck, który pokazuje, że jednak naprawdę dobry z niego aktor. Moja recenzja TUTAJ.
Muzyka
To nie był może najgorszy rok w muzyce, ale zdecydowanie czegoś tu brakowało. Artyści nie bili się raczej o pierwsze miejsca rankingów, tworząc rzeczy tylko "fajne". Mało co zachwycało, wielu kawałków natomiast po prostu miło się słuchało. Mówiąc inaczej - obyło się bez orgazmów. Ale mimo wszystko, trójkę najprzyjemniejszych, moim zdaniem, płyt udało się wybrać.
J. Cole - "2014 Forest Hills Drive"
Nigdy wcześniej nie brałem płyt Cole'a pod uwagę jako najlepszych krążków roku. Pewnie, były one spoko, ale zasadniczo nic poza tym. "2014 Forest Hills Drive" jest natomiast podsumowaniem całej dotychczasowej pracy rapera i jej prawdziwą esencją. Świetnie słucha się jako całości, świetnie nuci się pojedyncze kawałki. Kompletna, spójna płyta, która zamieszała w wielu tegorocznych rankingach - nie mogło więc jej zabraknąć i u mnie. Miałem nawet okazję "2014 Forest Hills Drive" zrecenzować na blogu, o TUTAJ.
TrooM x ka-meal - "Primus Luporum"
To nie jest idealna płyta, bez jakichkolwiek zgrzytów. To nie jest nawet do końca równa płyta, bo ma momenty fantastyczne, obok których stoją takie raczej średnie. Płyta ta jednak skradła me serce swoją oryginalnością, która wysuwa się na przód nie tylko w porównaniu z rapem polskim, ale i amerykańskim. Nikt tak świetnie nie wpasowuje się w fantastyczne beaty ka-meala jak TrooM. Jeśli lubicie nietypowe podejście do muzyki, musicie sprawdzić "Primus Luporum". Moją recenzję tego krążka znajdziecie TUTAJ, a odcinek "Raperzy czytają" z TrooMem TU.
Chet Faker - "Built on Glass"
Nad trzecią pozycją na liście myślałem najdłużej, wreszcie jednak postanowiłem podium oddać Chetowi Fakerowi. Debiutancki album Australijczyka został doceniony nie tylko w jego pięknym kraju, ale i na całym świecie, zbierając bardzo pochlebne recenzje i licznych fanów. Świetne, downtempowe kompozycje i głos, który doprowadził już niejedną dziewczynę do omdlenia, zagwarantowały mu moje zdecydowane uznanie. Jakże cieszę się, że miałem przyjemność być na jego koncercie w listopadzie!
Książki
Jak się okazało, całkiem sporo premierowych wydawnictw książkowych w tym roku przeczytałem. Na dodatek, dość łatwo mi było spośród nich wybrać trzy takie, które powinny znaleźć się w tym oto rankingu. Jeszcze ważniejszy niż w przypadku filmów jest tu fakt, że wziąłem pod uwagę polskie premiery książek. Jedna z poniższych pozycji została bowiem pierwotnie wydana w kraju swego powstania ponad trzydzieści lat temu!
Magdalena Grzebałkowska - "Beksińscy. Portret podwójny"
Na początek coś jednak w pełni premierowego. Biografia Beksińskich, ojca malarza i syna dziennikarza, okazała się być jednym z najważniejszych wydarzeń literackich tego roku. Nie skończyło się jednak tylko na sztucznych pochwałach, bo sama książka okazała się być naprawdę godną uznania pozycją, którą czyta się w niesamowitym skupieniu. Autorka przebrnęła przez tony dokumentów i rozmów, co poskutkowało świetnie spisaną historią Beksińskich. Moją recenzję książki znajdziecie TUTAJ, natomiast parę niezłych cytatów z niej TU.
Jaume Cabré - "Głosy Pamano"
Nie chciałem się zabierać do pisania podsumowania ubiegłego roku, zanim nie przeczytam tej właśnie książki. Cabré spełnił wszelkie pokładane w nim przeze mnie nadzieje, a jego "Głosy Pamano" okazały się tworem równie wartym uwagi co wydane rok wcześniej w Polsce "Wyznaję". Czy kataloński pisarz pojawi się także w podsumowaniu Anno Domini 2015? Jeśli polski wydawca postara się o podarowanie nadwiślańskim czytelnikom jego kolejnej powieści, jest to całkiem możliwe! Recenzję "Głosów Pamano" mego autorstwa znajdziecie TU, a zbiór cytatów z książki TU.
Haruki Murakami - "Słuchaj pieśni wiatru / Flipper roku 1973"
Podobnie jak Cabré, nie mogło tu zabraknąć również Harukiego Murakamiego. Tym razem jednak nie ląduje on na liście z nowością, a swoimi pierwszymi dwoma powieściami, do niedawna dostępnymi jedynie w języku japońskim. Po wielu latach Murakami pozwolił jednak na przetłumaczenie obu książek, co bardzo szybko wykorzystał polski wydawca. Dwie pierwsze powieści Japończyka ukazały się u nas pod postacią jednej publikacji i są świetnym wprowadzeniem do literatury pisarza. Oczywiście nie omieszkałem całości ZRECENZOWAĆ.
Gry
Tym razem nie jedna gra, ale też i nie trzy. Dlaczego tylko dwa tytuły znajdziecie w tej kategorii? Czy nie grałem w nic innego? A może po za tymi pozycjami sprawdzałem tylko starsze rzeczy? Na oba pytania odpowiedź brzmi: nie. Co prawda ciągle brakuje mi czasu na granie, ale miałem okazję sprawdzić parę premierowych tytułów, spośród których jednak tylko dwa poniższe są godne postawienia ich w tym rankingu. Dlaczego nie ma "GTA V"? Bo ciągle next-genowej wersji nie sprawdziłem. Inaczej pewnie twór Rockstar po raz drugi uzyskałby u mnie tytuł GOTY.
"Titanfall"
Gdy po raz pierwszy odpalałem ten tytuł, nie sądziłem, że pojawi się on w tym rankingu. Kupiłem go w okolicach premiery, licząc co prawda na sporą dawkę frajdy, ale bez przesadnych "ochów i achów". I rzeczywiście - tych jakoś wielce dużo nie było. Ale niesamowicie wsiąkłem w "Titanfalla", z każdą kolejną minutą jarając się nim coraz bardziej. Nie jestem ogromnym fanem trybów multiplayer, ale ten tytuł, posiadający zasadniczo tylko opcje multi, okazał się być grą, w którą w tym roku ciorałem najwięcej. Ba, wracałem do niej nawet kilka miesięcy po premierze! A swego czasu pisałem o "Titanfallu" TAK.
"The Wolf Among Us"
Telltale Games - nazwa tej firmy nie bierze się znikąd. Oni naprawdę opowiadają historie jak nikt inny! Do tej pory jednak robili świetne przygodówki nowej generacji wyłącznie bazując na licencjach, które automatycznie przyciągały uwagę. Z "The Wolf Among Us" było jednak inaczej. To gra na podstawie komiksu "Fables", który nie jest wcale żadnym mainstreamowym uberhitem. Po zagraniu w "The Wolf Among Us" ma się jednak ochotę skoczyć do wszystkich możliwych sklepów z komiksami w okolicy i wykupić cały nakład zeszytów z opowieściami z Fabletown. Niesamowicie wciągająca i emocjonująca przygoda, którą pamięta się na długo. Więcej o "The Wolf Among Us" napisałem TUTAJ.
Serial
Choć nie jestem jedną z tych osób, które sprawdzają dosłownie każdy nowy serial, tak mimo wszystko porządnie się wziąłem w tym roku w garść i sprawdziłem kilka najważniejszych tegorocznych hitów z tej kategorii. Dlatego też postanowiłem wybrać serial, który jest - moim zdaniem - najlepszą premierą tego roku. And the winner is...
"Fargo"
Krew wsiąkająca w śnieg, garść czarnego humoru i opieka braci Coen - "Fargo" jeszcze przed swoją premierą był określany mianem "to nie może nie wypalić". I prognozy te się oczywiście jak najbardziej sprawdziły. Emocje, fantastyczna obsada i świetny scenariusz zapewniły mroźnej historii statuetkę w moim tegorocznym plebiscycie. Więcej na temat tego serialu przeczytacie o TU.
Koncert
Choć w tym roku na żadnym festiwalu muzycznym nie wylądowałem, tak mimo tego miałem okazję być na paru koncertach zagranicznych gwiazd. Spośród nich postanowiłem wybrać ten, który najbardziej zapadł mi w pamięć. I uprzedzam - nie jest to show Timberlake'a! Zamiast niego najlepiej wspominam koncert...
Crystal Fighters
Przybyłem na gig jako osoba znająca cztery czy pięć kawałków, wyszedłem z niego jako zagorzały fan zespołu. Choć od koncertu minęło już trochę czasu, dalej zdarzają mi się dni, w których katuję kawałki czy wręcz całe płyty Crystalsów. To była niesamowita dawka pozytywnej energii, która rozpiera mnie do dziś! Więcej o krakowskim show pisałem natomiast TUTAJ.
Wydarzenie
Koncerty to jednak nie jedyne wydarzenia na jakie człek przesiąknięty kulturą powinien zwrócić uwagę. Tak się natomiast złożyło, że w Krakowie miała miejsce akcja, która okazała się prawdziwym hitem jesieni. Była to oczywiście...
Wystawa prac Zdzisława Beksińskiego
Zdjęcia ogromnych kolejek, w których trzeba było ponoć stać przez parę godzin, by zobaczyć prace Beksińskiego, trafiły na strony główne krakowskich portali informacyjnych. Przychodzili najwięksi fani, przychodziły też osoby znające twórczość artysty raczej pobieżnie. Jedno ich łączy - wszyscy wychodzili zachwyceni. Ja również byłem podczas oglądania wystawy wręcz wniebowzięty, o czym pisałem TUTAJ. Jeśli mieszkacie w Krakowie i nie byliście na tym wydarzeniu, możecie uznać, że przegraliście życie - naprawdę.
0 komentarze: